czwartek, 12 sierpnia 2010

"It sucks you can't drink here!", czyli Off Festival 2010 dzień pierwszy

Fot.: Stachu Bręczewski

Pierwsza część relacji z tego najważniejszego (sic!) festiwalu w Polsce.


Swoją festiwalową przygodę zacząłem pod dużą sceną. Tak jak entuzjastycznie przyjąłem płytę Kim Nowak, tak na żywo mnie bracia Waglewscy nie porywają. Udałem się więc do namiotu Trójki, na Cieślaka i Księżniczki. Lidera Ścianki darzę wielką atencją, ale akustyczne, smyczkowe aranżacje melancholijnych piosenek akurat nie korespondowały z moim nastrojem. Potrzebowałem czegoś mocniejszego, czegoś co wprowadziłoby mnie w festiwalowy klimat. Znalazłem to na scenie eksperymentalnej. The Psychic Paramount, power trio z Nowego Jorku, zaprezentowało energiczny set transowych, gitarowych improwizacji. Whoaah! Po raz pierwszy tego dnia można było zobaczyć jak "doznaję".

The Psychic Paramount
Fot.: Stachu Bręczewski

Skutecznie wprowadzony w festiwalowy klimat poszedłem się trochę uspokoić na Toro Y Moi. Miałem obawy co do tego występu. Spodziewałem się nudnego live actu z półplaybacku. Okazało się jednak, że bardzo wyluzowana sekcja rytmiczna potrafiła ożywić i utanecznić skąpane w pogłosach kompozycje Chaza Budnicka. Namiot, wypełniony po brzegi hipsterami, rytmicznie falował przez całą godzinę.

Bez sekcji rytmicznej zagrało natomiast The Black Heart Procession. Mroczne zawodzenia piły, pianino i przede wszystkim rewelacyjny wokal Palla Jenkinsa sprawiły, że zostałem w namiocie dłużej niż planowałem. Wcześniej chwilę byłem na Something Like Elvis. Powracający po siedmiu latach na scenę zespół z Szubina zaprezentował mieszankę kawałków ze wszystkich swoich płyt. Mam do SLE wielki sentyment, ale Cigarette Smoke Phantom odsłucham w domu.

Kiedy znajomi wybrali się na bardzo udany koncert Fennesza, ja powoli szykowałem się na Lenny Valentino. Nie chciałem przegapić nic z tego koncertu, bo Uwaga! Jedzie tramwaj jest dla mnie kultową płytą już od prawie dziewięciu lat. Oczekiwania były duże, porównywalne nawet z tymi przed Radiohead rok wcześniej, i wiadomo było, że trudno je będzie spełnić. Początkowo byłem nawet lekko rozczarowany, nie mogłem choćby znieść szklanego brzmienia gitary Cieślaka, ale genialnie zagrane Trujące kwiaty pozwoliły wybaczyć wszystko.

Lenny Valentino
Fot.: Stachu Bręczewski

The Fall posłuchałem ze strefy gastronomicznej. Brak możliwości spacerowania z piwkiem pomiędzy scenami bywał bardzo upierdliwy. Naprawdę nie rozumiem tego przepisu. Czy rzeczywiście umożliwienie picia alkoholu poza wydzieloną strefą zmieniłoby każdy festiwal w Przystanek Woodstock? Przecież wiadomo, że na Off przyjeżdża się dla muzyki, a jak ktoś koniecznie chce się nawalić, zrobi to pod bramą... Zresztą nie tylko z alkoholem był problem. Kawa i herbata także miały swoje getto, a lokalna delegalizacja jabłek i ręcznie robionych kanapek to już jakieś kuriozum.

Ale dość narzekań, miało być o koncertach. W kontraście do (podobno) dłubiącego w nosie Marka E. Smitha stanęli dżentelmeni z Tindersticks. Ich spokojne kompozycje o aksamitnym brzmieniu i głębokim wokalu Stuarta Staplesa, pasują bardziej do wygodnego fotela i szklanki whisky niż do wielkiej sceny, ale koncert należy zaliczyć in plus. Anglicy wprowadzili nas w senny i refleksyjny nastrój, w którym można było albo iść spać, albo poszukac gdzieś otrzeźwienia.


Tindersticks
Fot.: Stachu Bręczewski

Tak się złożyło, że na scenę eksperymentalną wchodził właśnie Trans AM. Dokładnie tego nam było trzeba, żeby przedłużyć wieczór. Elektroniczno-gitarowa energia, turbodoładowany krautrock i testosteron wstrzykiwany dożylnie. Wszystko zagrane perfekcyjnie, z wieloma zaskakującymi kombinacjami sprzętowymi - gitary brzmiącej jak moog jeszcze na żywo nie słyszałem. Perkusista wyraził swój sprzeciw przeciwko festiwalowej prohibicji słowami: it sucks you can't drink here! Nie można się nie zgodzić. Dobrze się zachowali w tej sytuacji Nomad i Joker, kończący dzień dubstepowym setem w namiocie Trójki. Na zakończenie MC podał pod scenę w połowie pełną butelkę whisky, żeby choć trochę się zsolidaryzować ze zmuszoną do abstynencji publiką.

c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz