Pierwsze przesłuchanie albumu jest jak poznawanie nowej osoby. Czasami, po początkowych zachwytach, musimy płytę ze wstydem schować gdzieś głęboko do szafy, tak jak chowamy się przed człowiekiem, który pokazał w końcu swoje prawdziwe oblicze. Są też ludzie początkowo nieprzystępni, którzy dopiero przy bliższej znajomości i poświęceniu im odrobiny czasu i uwagi, pokazują swoją wartość.
Jaki jest pierwszy kontakt z nowym Sufjanem Stevensem? Wita się łagodnie, jak dawniej, ale po kilku minutach okazuje się, że jest już innym człowiekiem niż ten, którego poznaliśmy w Illinois i Michigan. Brzmi teraz jakby właśnie wrócił z długich wakacji w towarzystwie kolegów z Animal Collective. Rozbudowane, elektroniczne aranżacje to pierwsza cecha, jaką możemy określić jego nową twarz.
Rozmowa z nowym Sufjanem nie jest łatwa. Jego melodie, inaczej niż kiedyś, są przykryte grubą warstwą brzmieniowej ornamentyki i początkowo nie wszystkie są zrozumiałe. Tam jednak, gdzie wyłaniają się na powierzchnię, potrafią trafić celnie, zostawiając trwały ślad (Now That I''m Older, Vesuvius). W innych miejscach wymagają większej cierpliwości. Promocyjne Too Much, przemówiło do mnie przy drugim spotkaniu:
Nowością na The Age of Adz jest skłonność do brzmieniowej prowokacji. W zamykającym album Impossible Soul pojawia się, znienawidzony przez sporą część indie-światka, Autotune. Stereogum napisał, że to jest ugly, moim zdaniem bardziej pasującym słówkiem jest angielskie odd. Zdecydowanie coś dziwnego, ale czy brzydkiego? Musimy się jeszcze lepiej poznać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz